Ale przechodzac do mięska. Od dwoch dni udalo mi sie zmobilizowac grupe do pobudki o 6.00. Poranna toaleta, zebranie gratow do plecaka i 15 min czekam az reszta ekipy sie ogarnie. O 6:30 sniadanie - bulka z plastrem sera i jakas smutnie wygladajaca wedlina, do tego lyk cieplej herbaty. Na deser niczym cukierkami objadamy sie Ibupromem max.
Potem czekam 15 minut az reszta ekipy sie ogarnie i ok. 7.00 wychodzimy, krecac sie uliczkami sennego jeszcze miasteczka, w ktorym akurat przypadlo nam nocowac. Nawet nie staramy sie zapamietac nazw. Jedyna istotna rano informacja to ta jak daleko dzis do noclegu (28km).
Dzis odeszlismy moze z 5km w linii prostej od morza, ale klimaty zrobily sie wyjatkowo gorskie. Waskie uliczki, strumyki, sporo lasu - co przy zachmurzonym niebie dawalo duze wytchnienie od slonca.
Rozbilismy sie tez wyraznie na dwie grupy - na przedzie ja i Michal, narzekajacy na ogolne zmeczenie, ale bez zadnych kontuzji.
Dalej walczacy z bolacym achillesem Jacek, jak zwykle lansujacy mode pielgrzymia Maciek (prosze zwrocic uwage na modne w tym sezonie niebieskie dodatki- oryginalne wkladki Scholl!).
Nastepnie w dobrej kondycji, ale uskarzajaca sie na biodra Ania i zamykajacy pochod Kuba - z nadwyrezona kostka i pokazna kolekcja odciskow, oklejanych i bandazowanych co rano przez troskliwa malzonke.
Na Camino zacieraja sie granice tego co wypada i nie wypada w towarzystwie. Nikogo nie wzrusza polgoly starszy pan paradujacy w slipkach po 30-osobowej sali sypialnej. To ze Ania przez caly dzien paradowala z przypietymi na plecaku gaciami Michala tez nas specjalnie nie wzruszylo.
A jak wyglada pisanie bloga? Lezac na gumowym materacu przykrytym osobistym spiworkiem wklepuje na komorce tresc w maila, potem copy-paste do aplikacji blogera, trzymajac kciuki zeby nie wywalila sie zanim nie zapisze wersji roboczej.
Potem dodaje zdjecie, zapisuje, dodaje kolejne zdjecie, zapisuje za kazdym razem tlumiac przeklenstwo jak po raz kolejny wywala mi sie aplikacja.
Potem jeszcze zczytanie literowek i mozolne poprawki i wystawienie telefonu do okna zeby zlapal siec. I juz! Relacja poszla w swiat, ja moge sie oderwac sie od telefonu i skupic na saczeniu napoju regeneracyjnego i rozmowie ze wspolpielgrzymami, czekajac na wasze komentarze.











Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńkilka dnia Camino i wróciła "stara" dobra Magda, narratorka drogi, ciętej riposty, obrazów kolorowych, realistycznego świata no i tego "czegoś" co powoduje, że gęba się cieszy od ucha do ucha z skrzętnie ukrytego inteligentnego dowcipu... nie, niczego już od Was nie chcę... Jedynie składam DZIĘKUJĘ każdemu za 100 metrów w dniu kiedy wszystkie moje dni i chwile które ułożyły się w okrągłą rocznicę a w sercu tyle jeszcze nieogarniętych spraw i za to że mogę być z Wami w tej drodze... już od kilku lat Wasze podróże są dla mnie świętem, najlepszą chwilą dnia kiedy już na sam koniec siadam, czytam i na chwilę jestem gdzie indziej. Dzięki i zdrowia całej geriatrii :)))
OdpowiedzUsuńSkarpety i sandały to bardzo wygodne rozwiązanie - przewiewne i piach z drogi nie obciera stopy. Jacek wie, co dobre! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. :-)
OdpowiedzUsuń