wtorek, 25 kwietnia 2017

Foto- zagadka

 hi Publikuje w imieniu malzonka ktoremu za nic nie udaje sie nic opublilowac:

Wychodząc na przeciw oczekiwaniom szanownych czytelników publikujemy dzisiaj pierwszą foto-zagadkę - CO TO JEST?:


Prosimy o odpowiedzi w komentarzach.

PS. Nam chwile zajęło zanim zorientowaliśmy się co to jest... I tylko dzięki namierzeniu obiektu "kompletnego"...

Mięsko

W komentarzach (za ktore serdecznie dziekujemy!) doszly nas sluchy ze moja relacja jest zbyt malownicza i brakuje mięska. Ale zanim przekaze relacje o tym jak wyglada Camino bez cenzury, najpierw pozwole sobie zapewnic ze pamietamy o wszystkich powierzonych nam intencjach i dzielnie z kazda maszerujemy- po 100m albo i wiecej.

Ale przechodzac do mięska. Od dwoch dni udalo mi sie zmobilizowac grupe do pobudki o 6.00. Poranna toaleta, zebranie gratow do plecaka i 15 min czekam az reszta ekipy sie ogarnie. O 6:30 sniadanie - bulka z plastrem sera i jakas smutnie wygladajaca wedlina, do tego lyk cieplej herbaty. Na deser niczym cukierkami objadamy sie Ibupromem max.

Potem czekam 15 minut az reszta ekipy sie ogarnie i ok. 7.00 wychodzimy, krecac sie uliczkami sennego jeszcze miasteczka, w ktorym akurat przypadlo nam nocowac. Nawet nie staramy sie zapamietac nazw. Jedyna istotna rano informacja to ta jak daleko dzis do noclegu (28km).

Dzis odeszlismy moze z 5km w linii prostej od morza, ale klimaty zrobily sie wyjatkowo gorskie. Waskie uliczki, strumyki, sporo lasu - co przy zachmurzonym niebie dawalo duze wytchnienie od slonca.


Rozbilismy sie tez wyraznie na dwie grupy - na przedzie ja i Michal, narzekajacy na ogolne zmeczenie, ale bez zadnych kontuzji.

Dalej walczacy z bolacym achillesem Jacek, jak zwykle lansujacy mode pielgrzymia Maciek (prosze zwrocic uwage na modne w tym sezonie niebieskie dodatki- oryginalne wkladki Scholl!).

 Nastepnie w dobrej kondycji, ale uskarzajaca sie na biodra Ania i zamykajacy pochod Kuba - z nadwyrezona kostka i pokazna kolekcja odciskow, oklejanych i bandazowanych co rano przez troskliwa malzonke.


Na Camino zacieraja sie granice tego co wypada i nie wypada w towarzystwie. Nikogo nie wzrusza polgoly starszy pan paradujacy w slipkach po 30-osobowej sali sypialnej. To ze Ania przez caly dzien paradowala z przypietymi na plecaku gaciami Michala tez nas specjalnie nie wzruszylo.
A jak wyglada pisanie bloga? Lezac na gumowym materacu przykrytym osobistym spiworkiem wklepuje na komorce tresc w maila, potem copy-paste do aplikacji blogera, trzymajac kciuki zeby nie wywalila sie zanim nie zapisze wersji roboczej.

Potem dodaje zdjecie, zapisuje, dodaje kolejne zdjecie, zapisuje za kazdym razem tlumiac przeklenstwo jak po raz kolejny wywala mi sie aplikacja.

Potem jeszcze zczytanie literowek i mozolne poprawki i wystawienie telefonu do okna zeby zlapal siec. I juz! Relacja poszla w swiat, ja moge sie oderwac sie od telefonu i skupic na saczeniu napoju regeneracyjnego i rozmowie ze wspolpielgrzymami, czekajac na wasze komentarze.

A ta gora na zdjeciu to juz Hiszpania, ale to dopiero pojutrze.